poniedziałek, 31 grudnia 2007

Bezsen.

Dzisiaj ostatni dzień Roku Pańskiego 2007,ostatni bezsenny wieczór.

Jakby go określić?Miły do łez.Nie był zły,ale i nie zachwycał(tu wychodzi ze mnie typowo polska zgryzota).Pożegnam go jednak godnie,jak przystało na uczczenie tych 360 paru dni,następnie powitam nowe.

Czego mogę sobie życzyć w Nowym Roku?Może więcej czasu na podróże i trochę środków potrzebnych na przeżycie w trasie,może dzięki temu uda mi się pokonać kolejną barierę niepokonalności ==>wyjazd na i więcej niż parę miesięcy.Na razie pozostaje to w sferze marzeń,bo aktualne przeszkody są do pokonania ważniejsze.

Dzisiaj przywitał mnie śnieg za oknem, szkoda,że miał tylko to zrobić.Chlapa powstała...

Szczęśliwego Nowego Roku dla Wszystkich odwiedzających i czasami czytających ;)

pozdrawiam

Michał.

środa, 26 grudnia 2007

Trudno.

"Do którego roku życia wierzyłeś w św.Mikołaja?" pytanie padło niedawno.

Nigdy nie przestałem w niego wierzyć,nigdy.
Pamiętam o innych rzeczach,które dla innych wydają się nierealne,obce.
Trudno nie wierzyć w nic.Trudno tylko wierzyć.


Przed nami coraz więcej słońca.

pozdrawiam,tak optymistycznie raczej tak,

Michał.

poniedziałek, 24 grudnia 2007

Już.

The power of love
A force from above
Cleaning my soul
Flame on burn desire
Love with tongues of fire
Purge the soul
Make love your goal

Miłości i radości nie tylko przez najbliższe trzy dni lecz przez całe życie życzę.

Michał.

piątek, 21 grudnia 2007

Wigilia.

Wigilia nasza klasowa,jedyna taka na świecie.,jak to Szymon już zdążył zauważyć :

"To była jedna z ostatnich wigilii w tym roku kalendarzowym.

To była ostatnia wigilia klasowa w tym roku kalendarzowym.

To była ostatnia wigilia klasowa w tym roku szkolnym.

To była ostatnia wigilia klasowa w liceum.

To była ostatnia wigilia klasowa w naszym życiu."


Nie wyszło.Czułem się w pewnym momencie bardzo źle,bo i jak mam składać życzenia moim bliskim z pominięciem dalszych osób?Wstań,ty siedzisz.Wszystkiego najlepszego.

Mimo wspaniałej postawy dzieci radości wciąż myślę o kłopocie sytuacji.

Siedzę i widzę lekko czerwone niebo.Ciepło ludzi potrafi wiele.Z pewnością dzięki temu nie jestem świadkiem ciemności.

Poczułem strefę zapowiadającą koniec,pomimo zeszło nocnego zniesienia granic,powoli się zbliżam.Najśmieszniejsze jest to,że w momencie gdy go osiągnę,będę jeszcze żył w przeświadczeniu,że jeszcze trochę.Zorientuję się po fakcie.

pozdrawiam,

Michał.

PS:Leslie Feist ma na mnie wpływ dzięki swojej melancholii.

sobota, 15 grudnia 2007

1.

Tak,w końcu...8 grudnia Roku Pańskiego 2007 udało mi wyruszyć w podróż,w taką jak należy,taką jaką sobie założyłem,tutaj,na blogu.

Udało mi się osiągnąć więcej niż zamierzałem...w ogóle jakaś spontaniczna wędrówka zaczęta ni stąd ni zowąd.

Kierunek południe (ostatnimi czasy mój ulubiony,może dlatego,że patrząc właśnie w tę stronę,udaje się zachować dłużej obraz słońca oraz jego ciepła).Pomocne to jest zwłaszcza w zimę.

Droga nie jest nawet kręta,ale i tak ciężko się idzie ze względu na przenikliwe zimno niesione z wiatrem.Doskwierało zwłaszcza po godzinie marszu,gdy zabudowania dawno już schowały się zza pagórkiem okalającym "moją" dolinę.Przede mną nawet "talerza".Ale aby nie sprawiać wrażenia,że udało mi się dotrzeć na jakieś bezkresne pustkowie(jak bardzo bym chciał...) pozwolę sobie nadmienić,że towarzyszyły mi tzw.leśne zwierzęta.

Jakoś tak czasem jest w głowie,że głowa myśli i nie myśli,więc szedłem.

Jakoś tak czasem jest w głowie,że głowa owa nie chce myśleć,więc szedłem.

Nawet nie wiem kiedy to było (nie lubię nosić zegarków z sobą,bo i tak nie posiadłem umiejętności kontrolowania czasu).Gdy znalazłem się jakieś 2 km.od drogi prowadzącej na miejsce pochówku żołnierzy walczących w I wojnie światowej w bitwie pod Łodzią 1914r.Jakoś tak czasem jest w głowie,że głowa w końcu się przebudzi i wskaże kierunek.

Nie miałem świeczki.

Miejscowe zabudowania.

Las.

Ogólna atmosfera późnej jesieni.Spokój.Widziałem dwie dzikie sarny,które specjalnie ubrały się tak,abym widział w nich króliki...ten biały zimowy ogonek.Dopatrywać mógłbym się tu jakiejś nieudowodnionej złośliwości z ich strony.Jednak.

Nie,nie udało mi się wiernie niczego odwzorować dlatego daję sobie w tym momencie spokój.Moja ambicja mi na to nie pozwala.Nie miałem notatek,bo po co?Zbyt krótko.
Piszę coś z tygodniowym opóźnieniem.Wstyd.
Są zdjęcia opisujące to czego nie potrafię opisać.

http://img104.imageshack.us/my.php?image=startzp1.jpg <-- tak,to na wstęp,tak na ogarnięcie tego co się zostawia na krótko.W zamian coś otrzymujemy,na niedługo byśmy się nie przywiązywali http://img504.imageshack.us/my.php?image=lasekbrzozowyhx0.jpg (może dlatego,że brzozy tak postanowiły?).Wspaniałość ziemi-główną sprawczynię podróży http://img220.imageshack.us/my.php?image=wstronpoeczekyx5.jpg , http://img528.imageshack.us/my.php?image=drogaku5.jpg .Następne krótkie odwiedziny u znajomej.Była tu http://img232.imageshack.us/my.php?image=miejsceabytg3.jpg parę miesięcy temu,śpi może teraz gdzieś w tych głębinach.Zieloność nie pozwoli na zapomnienie,szarość tylko da znak,że zima.

A jakbyśmy tak wszystkich poznali http://img229.imageshack.us/my.php?image=unbekannterkriegerbq7.jpg ...ciekawe co by się okazało, kto kim był...http://img528.imageshack.us/my.php?image=muskieterbq8.jpg ... czy po "tamtej" stronie : http://img139.imageshack.us/my.php?image=1100sz4.jpg (szacunek do przeciwnika,podobnie jak szacunek do własnego siebie...rzadko teraz okazywany...) http://img134.imageshack.us/my.php?image=rosyjskamogiahf6.jpg (w oddali prawosławny krzyż ). Cieszę się,że leżą tu,w ojczyźnie wszystkich ojczyzn,stróżami ich drzewa http://img117.imageshack.us/my.php?image=pami2ot6.jpg .

Wyruszałem wczesnym południem,powracałem z zachodem http://img528.imageshack.us/my.php?image=chylisidziedokresucf4.jpg czasami tylko upewniałem się czy nade mną jeszcze dzień http://img260.imageshack.us/my.php?image=chmurypdh5.jpg .

Dystans niewielki,ale czuję (do teraz) uczucie satysfakcji,że udało mi się zmobilizować i przejść te niecałe 20 km.

"poczekajmy proszę na śnieg panie kapitanie,nie chcę oglądać tej szarości..." zatem poczekajmy.Ja za siebie podwójnie.

Pozdrawiam przedponiedziałkowo,

Michał.

piątek, 7 grudnia 2007

Przedwymarsz.

Ciepły uśmiech wiosny w grudniowy jesienny dzień jest niedoprzecenienia.Równać się z tym może tylko nocna jazda pociągiem i cztery łapy.Wspaniałość zieleni jest przytłaczająca w stosunku czerni i bieli, niekiedy szarości.

Od dwóch lat próbuję sfotografować pewien widok,który widzę prawie codziennie.Próbuję i nie mogę tego uczynić.Dzisiaj gdzieś przez Lipinami powiedziano mi,że to już nie ten sam krajobraz,wcześniejszy...nie widziałem zmian,coś się chyba z moją orientacją dzieje,czyżby to tak zimna na mnie wpływała?Staram się nie dać otaczającej domowej melancholii i świadomości,że niedługo czeka mnie coś większego(może jakaś podróż podobna do tej zeszłotygodniowej i wcześniejszej...).Lubię zimę,podobnie jak jesień,ale chyba niekoniecznie one darzą mnie sympatią,albo w ten sposób ją właśnie okazują.

Czarna wczoraj słusznie powiedziała "wszystko dzieje się naprawdę"
nie chcę teraz być gdzie indziej-->Widzisz,pamiętam.

Kończę mój kolejny durny wpis,licząc na szybsze wstanie i znalezienie się w lesie (deszcz,błoto i nawiedzeni ludzie).

pozdrawiam,

Michał.

PS:Dziękuję wszystkim odwiedzającym to miejsce oraz za wszystkie komentarze.Postaram się co dzień wchodzić tu,chociaż nie...to zbyt dobijające,co dwa.

niedziela, 2 grudnia 2007

O południowym świce.

Kiedyś potrafiłem witać sobotę i niedzielę wcześnie,między 8 a 9 ,rzec można by,że o świcie.Teraz żyję z poczuciem zmarnowania cennego słonecznego czasu na rzecz ciemnych,mało efektownych chwil.Właściwie to żyję w przeświadczeniu,że nic takiego się nie dzieje,świt się trochę przesunął,w stronę południa,a zatem po przebudzeniu witam południowy świt.

Wczoraj próbowałem uświadomić mojego kompana,że czas jest w Niepodległej Republice Brzezin trochę inaczej liczony.Poszło o ostatki.Teoretycznie sobota dla Was była dniem zabaw,dniem ostatków.U nas jest inaczej.W NRB ostatki świętowane są uroczyściej niż np.w Łodzi czy Warszawie.Dzieci przebierają sie za jakieś stworki-potworki i chodzą od drzwi do drzwi wypowiadając słynną frazę: "przyszliśmy tu na ostatki...",w zamian otrzymują (najczęściej,według tradycji pączki oraz faworki) słodkości.Wydawać by się mogło,że ten obyczaj zanika,na szczęście są ludzie,którzy nie dają się masówce oraz temu światu z Chin czy USA.Trzeba trwać.

Święto przypada na po Waszych Trzech Króli.

Dziś nie będę miał okazji wyjść.Zapewne będzie to miało na mnie negatywny wpływ w postaci ogólnego dobicia,choć wmawiać sobie będę (i innym),że robię coś pożytecznego.
Trzeba odwiedzić Rogów.

pozdrawiam,

Michał.

piątek, 30 listopada 2007

Grudzień.

Z grubsza od 20 minut mamy ostatni miesiąc roku pańskiego 2007,jednocześnie 20 minut temu pożegnałem (a może pożegnaliśmy) przedostatni.Co ciekawe śnieg stopniał parę godzin wcześniej,tak jakby specjalnie nacieszyli się jesienią.

Ciężko jest mi coś napisać w obliczu tak mało owocnego tygodnia.Wydaje mi się jednak,że trochę poniosło mnie wcielanie się w przywódcę państwa,które powoli ma się przemienić w imperium,podbijając jednocześnie wszystkie niepokorne ludy.Oczy aż bolą i ciało zasypia.

Wszystkie niepokoje na bok :)

pozdrawiam,

Michał.

PS:Opisany Dom istnieje jak najbardziej istnieje.

poniedziałek, 26 listopada 2007

Śnieg.

Mimo iż jesień nas nie opuściła,ziemie Niepodległej Republiki Brzezin wraz z pobliską Łodzią odwiedzili towarzysze zimy: śnieg i mróz.Bez wątpienia teraz mogę stwierdzić,że dopiero dzisiaj poczułem coś więcej niż tylko prawie-grudniową chlapę (pierwszy raz od lat).

Najpiękniejsze są drzewa okryte białym szronem,ale na to trzeba jeszcze trochę poczekać,chociaż...podczas wyjazdu do stolicy na osławioną wystawę "Złoty wiek malarstwa flamandzkiego...." gdzieś między Głuchowem a Rawą Mazowiecką były widoczne.

Dzisiaj miałem zaszczyt obcować z dwiema przecudnymi istotami,które z pozoru wydają się identyczne i niepozorne.Udało mi się jednak je choć trochę poznać.Indywidualiści,ale doskonale współistniejący ze sobą.Zrozumiałem (już dawno),że do każdego nich będę musiał się dostosować.Wydaje mi się jednak,że znajdziemy wspólny język: gestów,zapachu i uczuć.Nie znam ich imion-właścicielka twierdzi,że jest mi to niepotrzebne,ale jak to?Istota bez tożsamości przetrwa w tej monokulturze,która nas otacza?Pozwól mi ich nazwać,jeżeli Ty nie masz takiej odwagi.
Obawy są jak najbardziej wskazane,ale biorąc pod uwagę,że u mnie w domu,to czarno (Leń Kubowy),to znowu biało (Demon) bywa,no i? :)

A noski? :-) Kuba ma czarny,Demon ma taki różowy prawie że...a istot?Z moich obserwacji wynika,że kolorem przypominają nosek demonowy,no,ale mogło mi sie coś pomylić (czas) ;-)

pozdrawiam historyków i matematyków,

Michał.

PS:Jeżeli chodzi o przyzwoitość,to jest ona jak najbardziej wskazana,ale tylko ta szczera,niepołączona z zabawą ;-) Bawmy się i poznawajmy,bo za parę miesięcy skończą się wygłupy i obudzimy się z nosem w książkach i poczuciem niespełnienia.

niedziela, 18 listopada 2007

Dom.

Niedawno usłyszałem o pewnym domu.Opowiadano mi,że skąpany jest on w morzu liści,które mienią się jesiennymi kolorami,począwszy od od najostrzejszego-czerwonego,skończywszy na łagodniejszym żółtym,bądź brązowym.Mieszkańcy odwiedzali przeróżne miejsca na świecie.Widzieli Europę Środkową,Południową,Zachodnią,Wschodnią,Afrykę Północną...Poznawali ludzi i ich obyczaje,począwszy od marokańskiej chatki,w której życie płynie wolno,a ludzie nieświadomi są istnienia,skończywszy na robotniku w Nowo Pietrojwsku,gdzie liczy się każdy dzień,każda chrywna zarobiona dla rodziny.
Mimo posiadania domu,nie byli stałymi mieszkańcami.Często się przenosili,jednak przywiązanie do piękna nie pozwalało im odejść na zawsze.Powracali.
Zazdroszczę im tego dystansu do otaczającego świata,chociaż wiem,że i oni cierpią przez nas,przez całą urbanizację( godzina słynna 5.05...).

Moim marzeniem jest posiadać drewniany domu,który wiosną będzie mnie cieszył początkiem życia,latem radością,jesienią barwami,a zimą snem.Może stanę się tak wrażliwym na piękno,by nie zapominać.Będę powracał.

Z każdym dniem jestem bliżej tego celu,jednakże mam tego świadomość,że szybciej obszedłbym ziemię.

Teraz liczy się poznanie.
"Będziemy rozliczeni ze wszystkich dozwolonych przyjemności,których zaniedbaliśmy doświadczyć" Aggada.

pozdrawiam,

Michał.

PS:Nikt mi nie odpowiedział czy fiołki chodzą spać...

piątek, 9 listopada 2007

Blask ognia.

1 godz. 18 minut.Początek wieczorny,powrót późnowieczorny.Dlaczego?Może dlatego,że czas czasem płata figla i zamiast płynąć wedle naszych zachcianek robi nam psikusa,a może to my zachowujemy się jak naiwni,myśląc,że jesteśmy władczy?Często spoglądam na zegarek,w chwilach kiedy mogę,łudzę się że go przechytrzę.

Blask ognia i mała improwizacja na ziemi.Może nie ten klimat,w każdym razie początki.Poczucie ciepła oraz potrzeby bycia.I to wszystko dzięki małej (jeszcze nienazwanej) iskrze.

Ostatnie nawiązanie do ciepła.Dzisiaj je oddałem dłoni potrzebującej.Uważam,że każdemu potrzebującemu ciepła,powinno się mu go choć na trochę użyczyć.Rękawiczki?Tak.

Idąc z Moją Odskocznią Od Codzienności spotkałem jesień (zimną),jesień?jesień?!jesień,ach to ty!

pozdrawiam wczesnonocnie,

Michał.

PS:Fiołki chodzą spać?

sobota, 3 listopada 2007

Muszę...

Muszę tu skomentować pewien tekst,bo gdzie indziej?Tu jestem wśród swoich,a swoi również obcują tylko ze swoimi :)

Nie może mi wyjść z głowy utwór Miry Kubasińskiej,a właściwie zespołu Breakout.Dawno mnie tak nikt pozytywnie nie naładował (ukłony w stronę Wojowniczki Ciemnej Mocy ).Wspaniały.

Wiem,niedobrym człekiem jestem,który siedzi nie po tej stronie,co potrzeba,chociaż...w istocie częściej skręcam na rozstajach dróg w prawo niż w lewo.Związane jest to z pewną tradycją,do której chciałbym się stosować,ja,jako przyszły towarzysz Podróżnika.
Gdybyś lubił mnie choć trochę, hej
(...)
Gdybyś nie był jaki jesteś
(...)
Byłbyś wiatrem a ja polem, hej
Byłbyś niebem, ja topolą, hej
Byłbyś słońcem a ja cieniem
Gdybyś tylko zmienił się
Gdybyś nie śnił mi się w nocy, hej
(...)
Może bym ci darowała
...

Przepraszam,że tak bez pukania.Jakoś tak wyszło...

W grudniu mam nadzieję,że uda mi się zabrać z ekipą Bergsona w Karkonosze na wspinanie.Ruszę się z miejsca.

pozdrawiam,hej

Michał



piątek, 2 listopada 2007

Niewiara.

Coraz mniej barw.Jak to będzie bez śniegu?Górale powiadają,że będzie.Oby zawitał na moją wyżynę.

Chwilami wątpię w czerwień i brąz.Pocieszam się jesiennym deszczem.Trochę zaspałem chyba.

Czy wypoczywa od barw i złud
Popod snu bramą,
Wznosząc boleśnie w wieczność i w chłód
Twarz nie tę samą?...

pozdrawiam z utęsknieniem (barw)

Michał.

niedziela, 28 października 2007

Zapach.

Wczoraj ostatni chyba raz w tym roku poczułem zapach skoszonej trawy.Wspaniały.Sentymentalny.Pamiętam wsie mijane oraz rolników doglądających sowich plonów.Pole astrów w Budkach Brzezińskich,sad w Grzmiącej Nowej,Kościół Mariawitów w Woli Cyrusowej ,zaprzyjaźnionego proboszcza.Z kim go pierwszy raz zagadnąłem?Możliwe,że z nową-starą Matką.Trochę się dzisiaj wszystko skomplikowało.Mam nadzieję,że na lepsze,bo czyż zawsze komplikacja musi być czymś złym?

Pomyśleć,że za parę miesięcy będzie inaczej.Nasi chlebodawcy wyruszą na zasiewy.Obudzą się z zimowego snu,w który właściwie jeszcze nie zapadli.Na wiosnę dużo się zmieni.W maju zaś zaniknie.Myśli moje są strudzone,czuję jednak,że nie jestem odosobniony.

Skutery,wakacje,jesień...

Przyjaciele zatęsknią za przyjaciółmi,znajomi za znajomymi,wrogowie za wrogami.Czuję się do nich przywiązany.Pokuszę się o pewne (ogólnikowe) stwierdzenie : wszyscy sie przebudzimy,już niedługo.Możliwe,że będzie za późno.

Na razie śpię.Czasami budzi mnie moja odskocznia,której jestem za to bardzo wdzięczny.Mam tylko ją.

Pozdrawiam ciepło.

Michał.

PS: imbir,cynamon,płatki róży i Herbata Leśnych Ludzi.

poniedziałek, 1 października 2007

Notka specjalna.

Lekkie odbiegnięcie od tematyki bloga,chociaż...kiedyś chyba ktoś mi to powiedział (albo wyczytałem),że przebywanie z ludźmi,to swoiste wyzwanie,poddanie próbie emocji człowieka.Jednak podejście na Wielką Rawkę czy Orlik to wyższa szkoła :)

Jutro,tj.we wtorek 2 października roku pańskiego 2007 dwie niezwykłe osoby przekroczą tę magiczną barierę 18 lat. Pierwszy a zarazem ostatni raz.

Jak pamiętam? Przejście podziemne (ul.Kilińskiego) wraz z człowiekiem grającym na harmonijce.Cóż grał?Nie jestem w stanie określić.Melodia pozostała mi w uszach (może ze względu na moje dawne zboczenia?).Słyszę.Pamiętam jeszcze lampkę-trochę wyidealizowany,a przez to nierealny nasz wspólny punkt.

Druga niepoznana.Żałuję tylko niedoszłego rajdu.

Dwie różne osobowości,jednak o niezwykłym usposobieniu.Jakkolwiek by to banalnie nie zabrzmiało,to jednak nie wyobrażam sobie "obcości".Wolę swojskość,nawet milczącą.

Kłaniam się nisko zachodzącemu słońcu,kończąc tym samym pisanie tego P.18.16.

Michał.

poniedziałek, 24 września 2007

Początek.

"(...)Zawszeni i pogodni,powinniśmy trzymać się towarzystwa zwierząt,kucać sobie u ich boku jeszcze przez tysiąclecia,wdychać woń stajni raczej niż laboratoriów,umierać z chorób,a nie z lekarstw,kręcić się wokół naszej pustki i łagodnie w nią zapadać".

Andrzej Stasiuk, "Jadąc do Babadag"

Od dziś zaczynam utrwalanie moich wspomnień z podróży.Nie będzie ich wiele,gdyż matura przede mną.Postaram się jednak.Dla własnej pychy.

Witam w drugim dniu jesieni.Lubię ją i miłuję.