Guzik, trzy sygnały, moment zawahania. Maszyna poszła w ruch. Powoli, dostojnie. Późniejsze dachy, przeciwwietrzne ochraniacze zmierzają do początku swego żywota. Podążają miarodajnie od wejścia do wyjścia. Około pięciuset metrów mają do pokonania, jakieś trzy procesy.
Pierwszy: przygotowanie. Dziesiątki podajników umieszczają produkt na walce.
Zmierza pod górę. Etap niepewności Nie wiadomo czy się uda. Nie wiadomo czy na kolejnym przystanku coś się nie wydarzy. Musimy wierzyć. Przyjmujemy pełne osiągnięcie celu.
Drugi : obróbka. Produkt po tuzinie walców trafia do wzmacnialni i lakierni. Chemia działa. Niekiedy tylko wystąpi jakiś konflikt pierwiastków, jakieś obsunięcie pędzli, spóźnione zastosowanie powielacza. Jednak, chemia trawa. Niepewność maleje. Produkt otrzymuje dany kształt, masę i odporność.
Pewnie zmierza do kolejnego etapu.
Proces trzeci: uszlachetnienie. Ostateczne przycinanie, nadanie rozmiaru. Drobiazgowa kontrola. Tak by nie było wątpliwości, że osiągnęliśmy prawie perfekcję. Prawie? Tak, prawie. Perfekcja nie istnieje. Granica błędu mieści się w plus-minus pięciu milimetrach co przy szerokości trzystu sześćdziesięciu jest niewielką tolerancją.
Osiągnęliśmy!
Teraz należy wysłać go pod wskazany adres. Niech służy przez długie lata. Niech ochroni przed zimnem, deszczem. Niech wspomaga żeglarzy na morzach. Niech jedna ludzi na Oktoberfeście! Niech trwa.
Przepełnia nas duma i zadowolenie z dzieła.
Ale cóż to? Kto tak bezmyślnie kieruje padem? Któż nie potrafi umieścić produktu w poczekalni magazynowej?! Trach, bach i otarcie. W prawo o belkę, w lewo o bramę. W górę, a później głową w dół.
To był ranek i koniec zmiany. Przed długą przerwą w produkcji.
Partię należy powtórzyć.
Michał.
Pierwszy: przygotowanie. Dziesiątki podajników umieszczają produkt na walce.
Zmierza pod górę. Etap niepewności Nie wiadomo czy się uda. Nie wiadomo czy na kolejnym przystanku coś się nie wydarzy. Musimy wierzyć. Przyjmujemy pełne osiągnięcie celu.
Drugi : obróbka. Produkt po tuzinie walców trafia do wzmacnialni i lakierni. Chemia działa. Niekiedy tylko wystąpi jakiś konflikt pierwiastków, jakieś obsunięcie pędzli, spóźnione zastosowanie powielacza. Jednak, chemia trawa. Niepewność maleje. Produkt otrzymuje dany kształt, masę i odporność.
Pewnie zmierza do kolejnego etapu.
Proces trzeci: uszlachetnienie. Ostateczne przycinanie, nadanie rozmiaru. Drobiazgowa kontrola. Tak by nie było wątpliwości, że osiągnęliśmy prawie perfekcję. Prawie? Tak, prawie. Perfekcja nie istnieje. Granica błędu mieści się w plus-minus pięciu milimetrach co przy szerokości trzystu sześćdziesięciu jest niewielką tolerancją.
Osiągnęliśmy!
Teraz należy wysłać go pod wskazany adres. Niech służy przez długie lata. Niech ochroni przed zimnem, deszczem. Niech wspomaga żeglarzy na morzach. Niech jedna ludzi na Oktoberfeście! Niech trwa.
Przepełnia nas duma i zadowolenie z dzieła.
Ale cóż to? Kto tak bezmyślnie kieruje padem? Któż nie potrafi umieścić produktu w poczekalni magazynowej?! Trach, bach i otarcie. W prawo o belkę, w lewo o bramę. W górę, a później głową w dół.
To był ranek i koniec zmiany. Przed długą przerwą w produkcji.
Partię należy powtórzyć.
Michał.